Uporczywie
dzwoniący telefon w sobotę nad ranem należał do jej najbardziej
znienawi-dzonych dźwięków. Prędzej tolerowała już burzę z piorunami albo
trzydziestostopniowe mro-zy. Początkowo myślała, że to dalszy ciąg snu i za
chwilę dzwonek umilknie, ale ktoś po dru-giej stronie był wyjątkowo uparty.
Rozalia wygrzebała się z łóżka i na pół senna sięgnęła po telefon uparcie
emitujący dźwięki. Przerwano jej ciekawy sen i to w kulminacyjnym momen-cie. To
tak jakby przeszkodzić jej w oglądaniu wciągającego filmu. Rzadko oglądała
filmy, a rzadziej miewała sny, więc jeśli już coś takiego jej się zdarzało,
chciała w spokoju dotrwać do końca. Film można było obejrzeć od momentu, w
którym się przerwało. W przypadku snów ludzie nie wymyślili jeszcze takiej
technologii i nie zapowiadało się na to. Poczuła się jakby ktoś ją okradł.
— Jeżeli to
Piotr, zabiję go — zdążyła jeszcze pomyśleć. To jednak nie był Piotr, ale
osobnik o nieprzyjemnym, oficjalnym głosie, trochę skrzekliwym:
— Robert
Leszczak, Departament Konsumpcji Masowej Delegatura w Poznaniu — wy-pluł z
siebie złowieszcze słowa. — Czy rozmawiam z Rozalią Dereniowską?
Resztki
senności odpłynęły w niepamięć. Przełknęła ślinę i wyrzuciła z zaschniętego
gardła:
— Tak, przy
telefonie.
— Ma pani
poważne zaległości, jeżeli chodzi o handel wielkopowierzchniowy, ostatnia
konsumpcja została przeprowadzona ponad miesiąc temu. Wydała pani wtedy niecałe
100 globali – recytował. – Od tego czasu nie odwiedziła pani żadnego centrum
handlowego i nie skorzystała z żadnego punktu gastronomicznego lub usługowego w
jakimkolwiek kompleksie.
— Robię
zakupy w mniejszych sklepach…
— Podstawą
gospodarki handlowej są duże centra, im większe, tym lepiej. Z kolei
go-spodarka handlowa jest podstawą gospodarki całego kraju i dalej gospodarki
światowej. Każ-dy obywatel ma więc wpływ na stan gospodarki. Kiedy inni
zwiększają konsumpcję, przy-czyniając się do rozwoju kraju, pani uchyla się od
obowiązku. To jest postawa antyobywatel-ska, antypaństwowa i antyrozwojowa —
wygłaszał slogany wykute na szkoleniach dla po-czątkujących dekaemowców.
Rozalia
chciała powiedzieć, że nie lubi dużych centrów, męczą ją przestrzenie, kolejki
przy kasach, tłumy ludzi i kłujący w uszy hałas. Zrozumiała jednak, że dalsza
dyskusja jest bez sensu. Z DKM nie było żartów (...)
*
Na początku
poczuł świadomość. Właściwie dopiero później zrozumiał, że to była świa-domość.
Wtedy czuł jak buduje się jego postać, kawałek po kawałku, głowa, tułów,
kończyny, aż zorientował się, że może chodzić i rozglądać się. Nie bardzo
jednak miał, dokąd iść i za czym się rozglądać. Stał, a być może, płynął w
szarej przestrzeni. Minęło znów trochę czasu, zanim się zorientował, że może
odbierać obraz. W przestrzeni pojawiły się płaszczyzny, a pomiędzy nimi przestrzenne
przedmioty większe i mniejsze o różnych kolorach. Podszedł do jednego z nich i
po prostu usiadł na nim. Mimo że nigdy wcześniej nie widział czegoś podob-nego,
wiedział, do czego służy i jak z tego korzystać. Zrodziła się w nim też wiedza,
że istnie-je czynność taka jak siadanie, a jeśli tak, to można również wstać.
Tego wcześniej również nie widział.
Ale co to
znaczy „wcześniej”? Kiedy było to „wcześniej” i czy było? Zastanawiając się nad
tym, czuł mrowienie na głowie i wewnątrz niej. Uczucie bardzo przyjemne.
Zmniejszało się jego otępienie, pojawiła się rześkość, ostrość spojrzenia, a
przede wszystkim zrozumienie otoczenia. Wiedział już, nie wiadomo skąd, że
znajduje się w pokoju, siedzi na fotelu, a obok stoją jeszcze stół szafa, inne
fotele, na ścianie wisi obraz, a to drugie to nie obraz, tylko okno na świat
zewnętrzny.
Kolejna
zmiana. Do otoczenia wdarło się coś nowego. Poruszało się. Nie było
przedmio-tem. Nie było uchwytne, ale słyszalne.
Dźwięk.
Potrafił je
wyczuć. Odnalazł w sobie kolejny zmysł.
Źródło
dźwięku było bardzo blisko. Pulsowało rytmiczne i aktywne. Poszerzenie
świa-domości i już wiedział, że to muzyka z radia. Obok falował drugi dźwięk.
Dobiegał spoza po-koju. Przytłumiony, monotonny, prawie usypiający.
Szum wody.
— Skąd ta
woda?
— Z łazienki.
— Co to jest
łazienka?
Rozmawiał sam
ze sobą i otrzymywał odpowiedzi. Z łazienki wyszła postać, jeszcze ociekająca
wodą. Wyglądała prawie jak on, chociaż niezupełnie. Nie miała na sobie ubrania,
ale to nie o to chodziło.
— Co nas
różni?
— Płeć. Ja
jestem mężczyzną. Ona kobietą.
— Czy to jej
miejsce?
— Tak, to jej
mieszkanie.
— Co tu
robię?
— Jestem tu
dla niej.
— Kim ona
jest? Co mam robić?
— Najdalej za
kilka minut dowiem się wszystkiego.
— Czy ona
mnie widzi?
— Jeszcze
nie.
— Kiedy mnie
zobaczy?
— Sam o tym
zdecyduję, kiedy będzie trzeba. Nie zobaczy mnie nikt, kto nie będzie musiał (...)
Kilka fragmentów nadaje się do zredagowania, ale pisz dalej, chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuń