Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 lipca 2012

Rozdział I - fragmenty


Uporczywie dzwoniący telefon w sobotę nad ranem należał do jej najbardziej znienawi-dzonych dźwięków. Prędzej tolerowała już burzę z piorunami albo trzydziestostopniowe mro-zy. Początkowo myślała, że to dalszy ciąg snu i za chwilę dzwonek umilknie, ale ktoś po dru-giej stronie był wyjątkowo uparty. Rozalia wygrzebała się z łóżka i na pół senna sięgnęła po telefon uparcie emitujący dźwięki. Przerwano jej ciekawy sen i to w kulminacyjnym momen-cie. To tak jakby przeszkodzić jej w oglądaniu wciągającego filmu. Rzadko oglądała filmy, a rzadziej miewała sny, więc jeśli już coś takiego jej się zdarzało, chciała w spokoju dotrwać do końca. Film można było obejrzeć od momentu, w którym się przerwało. W przypadku snów ludzie nie wymyślili jeszcze takiej technologii i nie zapowiadało się na to. Poczuła się jakby ktoś ją okradł.
— Jeżeli to Piotr, zabiję go — zdążyła jeszcze pomyśleć. To jednak nie był Piotr, ale osobnik o nieprzyjemnym, oficjalnym głosie, trochę skrzekliwym:
— Robert Leszczak, Departament Konsumpcji Masowej Delegatura w Poznaniu — wy-pluł z siebie złowieszcze słowa. — Czy rozmawiam z Rozalią Dereniowską?
Resztki senności odpłynęły w niepamięć. Przełknęła ślinę i wyrzuciła z zaschniętego gardła:
— Tak, przy telefonie.
— Ma pani poważne zaległości, jeżeli chodzi o handel wielkopowierzchniowy, ostatnia konsumpcja została przeprowadzona ponad miesiąc temu. Wydała pani wtedy niecałe 100 globali – recytował. – Od tego czasu nie odwiedziła pani żadnego centrum handlowego i nie skorzystała z żadnego punktu gastronomicznego lub usługowego w jakimkolwiek kompleksie.
— Robię zakupy w mniejszych sklepach…
— Podstawą gospodarki handlowej są duże centra, im większe, tym lepiej. Z kolei go-spodarka handlowa jest podstawą gospodarki całego kraju i dalej gospodarki światowej. Każ-dy obywatel ma więc wpływ na stan gospodarki. Kiedy inni zwiększają konsumpcję, przy-czyniając się do rozwoju kraju, pani uchyla się od obowiązku. To jest postawa antyobywatel-ska, antypaństwowa i antyrozwojowa — wygłaszał slogany wykute na szkoleniach dla po-czątkujących dekaemowców.
Rozalia chciała powiedzieć, że nie lubi dużych centrów, męczą ją przestrzenie, kolejki przy kasach, tłumy ludzi i kłujący w uszy hałas. Zrozumiała jednak, że dalsza dyskusja jest bez sensu. Z DKM nie było żartów (...)

*

Na początku poczuł świadomość. Właściwie dopiero później zrozumiał, że to była świa-domość. Wtedy czuł jak buduje się jego postać, kawałek po kawałku, głowa, tułów, kończyny, aż zorientował się, że może chodzić i rozglądać się. Nie bardzo jednak miał, dokąd iść i za czym się rozglądać. Stał, a być może, płynął w szarej przestrzeni. Minęło znów trochę czasu, zanim się zorientował, że może odbierać obraz. W przestrzeni pojawiły się płaszczyzny, a pomiędzy nimi przestrzenne przedmioty większe i mniejsze o różnych kolorach. Podszedł do jednego z nich i po prostu usiadł na nim. Mimo że nigdy wcześniej nie widział czegoś podob-nego, wiedział, do czego służy i jak z tego korzystać. Zrodziła się w nim też wiedza, że istnie-je czynność taka jak siadanie, a jeśli tak, to można również wstać. Tego wcześniej również nie widział.
Ale co to znaczy „wcześniej”? Kiedy było to „wcześniej” i czy było? Zastanawiając się nad tym, czuł mrowienie na głowie i wewnątrz niej. Uczucie bardzo przyjemne. Zmniejszało się jego otępienie, pojawiła się rześkość, ostrość spojrzenia, a przede wszystkim zrozumienie otoczenia. Wiedział już, nie wiadomo skąd, że znajduje się w pokoju, siedzi na fotelu, a obok stoją jeszcze stół szafa, inne fotele, na ścianie wisi obraz, a to drugie to nie obraz, tylko okno na świat zewnętrzny.
Kolejna zmiana. Do otoczenia wdarło się coś nowego. Poruszało się. Nie było przedmio-tem. Nie było uchwytne, ale słyszalne.
Dźwięk.
Potrafił je wyczuć. Odnalazł w sobie kolejny zmysł.
Źródło dźwięku było bardzo blisko. Pulsowało rytmiczne i aktywne. Poszerzenie świa-domości i już wiedział, że to muzyka z radia. Obok falował drugi dźwięk. Dobiegał spoza po-koju. Przytłumiony, monotonny, prawie usypiający.
Szum wody.
— Skąd ta woda?
— Z łazienki.
— Co to jest łazienka?
Rozmawiał sam ze sobą i otrzymywał odpowiedzi. Z łazienki wyszła postać, jeszcze ociekająca wodą. Wyglądała prawie jak on, chociaż niezupełnie. Nie miała na sobie ubrania, ale to nie o to chodziło.
— Co nas różni?
— Płeć. Ja jestem mężczyzną. Ona kobietą.
— Czy to jej miejsce?
— Tak, to jej mieszkanie.
— Co tu robię?
— Jestem tu dla niej.
— Kim ona jest? Co mam robić?
— Najdalej za kilka minut dowiem się wszystkiego.
— Czy ona mnie widzi?
— Jeszcze nie.
— Kiedy mnie zobaczy?
— Sam o tym zdecyduję, kiedy będzie trzeba. Nie zobaczy mnie nikt, kto nie będzie musiał (...)


1 komentarz:

  1. Kilka fragmentów nadaje się do zredagowania, ale pisz dalej, chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń